Historia Hufca Lubliniec

Harcerstwo to nie jest coś, co się umie, ale to jest coś czym się jest.

Letnia Akcja Szkoleniowa w "Perkozie" w 2001r.

perkoz20117rtgyh

Na Letnią Akcję Szkoleniową w 2001r. pojechaliśmy w trójkę z naszego Hufca Lubliniec: Ania Miedźwiedzik, Mariusz Maciów - "Ciufa" i ja - Kajetan Zbączyniak. Mój wyjazd stał pod dużym znakiem zapytania bo starałem się o przyjecie do SW - niestety wtedy mnie nie przyjęli, no i miałem do oddania, a właściwie do napisania pracę magisterską, którą miałem bronić we wrześniu, a oddać miałem klika tygodni wcześniej. Ale cóż przygoda harcerska najważniejsza. I do dzisiaj nie żałuję, że pojechałem.

Zbiórka wszystkich z naszej Chorągwi była w Ośrodku w Chorzowie, gdzie spakowaliśmy nasze bagaże i autokarem wybraliśmy się w trwającą dobrych kilka godzin podróż - do Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego "Perkoz" nad Jeziorem Pluszne Wielkie niedaleko Olsztynka. Po przyjeździe skierowali nas na polanę, która znajdowała się ok 15 m od brzegów jeziora - położenie fantastyczne. Nie pamiętam czy namioty już stały, czy je dopiero stawialiśmy, ale pamiętam, że nasz namiot stał pierwszy z prawej. Wraz z pozostałymi mieszkańcami namiotu ustaliliśmy, że nasz namiot będzie namiotem wzorcowym pod każdym względem na całym ośrodku. Codziennie dokładaliśmy wszelkich starań by było idealnie! Łóżka zasłane były perfekcyjnie, rzeczy na półkach poukładane identycznie co do centymetra. Po prostu ideał.

Druhna Komendantka Ola wyznaczyła nas do budowy bramy. Zabraliśmy się do sprawy bardzo ochoczo, bo przecież bram - dziesiątki w życiu z Ciufą w Kokotku wybudowaliśmy. Ale tu wpadliśmy na inną koncepcję bramy niż dotychczas budowaliśmy! Pomyśleliśmy że będziemy otwarci dla wszystkich. Nie będzie szlabanu, nie będzie opuszczania bramy z góry, brama będzie cały czas otwarta, bo w końcu przed kim mamy tu się zamykać - przed harcerzami!!?? i tak się stało, brama składała się tylko ze szkieletu pod którym wchodziło się na teren obozu. Pomysł bardzo wszystkim się spodobał i bardzo wszyscy go chwalili! Byliśmy jedyny obozem, który wprowadził takie rozwiązanie dzięki któremu goście często odwiedzali nasze obozowisko co sprzyjało, nawiązywaniu nowych znajomości.

Każdy z naszej trójki uczestniczył w innym panelu tematycznym ale zabijcie mnie, ja nie pamiętam jaki był mój (druh Kajtek brał udział w panelu programowym, druh Mariusz w panelu pozyskiwania śordków, a druhna Ania w panelu organizacyjnym:) Zajęcia na pewno były ciekawe. Pamiętam natomiast jak wraz z Ciufą wyznaczono nas do pełnienia służby wartowniczej na terenie całego Ośrodka. Ci co nas wyznaczyli, chyba nie zdawali sobie sprawy z tego co zrobili. Przed przyjęciem służby kilkakrotnie przeczytaliśmy wszystkie obowiązujące regulaminy na Ośrodku. I tak przed 20-stą przejęliśmy służbę. Zgodnie z regulaminem każdego napotkanego pytaliśmy o identyfikator, który powinien być zawieszony na szyi lub przypięty na wysokości klatki piersiowej, wiec wszystkich, którzy mieli identyfikator w złym miejscu umieszczony, lub go nie mieli:) przyprowadzaliśmy - kadrówki. Po kilku takich doprowadzeniach, poproszono nas byśmy sami udzielali - przeprowadzali rozmowy instruktażowe dotyczące przestrzegania regulaminów. I tak dość szybko minęła warta. Jakoś tak się złożyło, że więcej nas już do pełnienia warty nie wyznaczano?!

Pewnego dnia wraz z dh. Mariuszem udaliśmy się na akcję "Olsztynek" podczas, której zwiedzaliśmy miasto i zapoznawaliśmy się z kultura rejonu nawiązując szereg znajomości z miejscową ludnością. Pamiętam jeszcze akcję "Heweliusz", lecz niestety była to tak tajna akcja, że do dzisiaj jej przebieg jest strzeżona tajemnicą.

Któregoś dnia na Ośrodek przyjechał naczelnik ZHP i zostało zorganizowane spotkanie z nami. Podczas spotkania podnoszone były rożnego rodzaju problemy. My ze swej strony poddaliśmy pod dyskusje wprowadzenie standaryzacji ośrodków harcerskich - niestety nasza propozycja pozostała bez echa.

Podczas jednego z ostatnich dni zorganizowana została impreza, podczas której każda Chorągiew miała przygotowane swoje stoisko, na którym się reklamowała - My do tej akcji dorzuciliśmy foldery z naszego Ośrodka w Kokotku, a wraz z Ciufą i Anią zachęcaliśmy do przyjazdu do niego.

Pamiętam wieczory spędzone przy ognisku śpiewając piosenki prawie do rana. Pamiętam grę na skrzypcach dh. Grażyny, gdy ich głos niesiony po toni jeziora rozchodził się po całej okolicy. Czas szybko płynął. Dzień przed wyjazdem złożyliśmy cały obóz, a ostatnią noc spędziliśmy pod gołym niebem. Ja, na hamaku w śpiworze i pod pałatką - nie było najwygodniej, ale jakoś dotrzymałem do rana. Następnego dnia śniadanie, uroczyste pożegnanie i do autobusu. Znowu kilkugodzinna podróż do domu. Na drogę dostaliśmy kilka zgrzewek napoju "Kubuś", którego po kilku wypitych podczas podróży butelek mieliśmy już dosyć. I tak opici Kubusiem, długą trasę zmęczeni, dotarliśmy do Chorzowa, skąd zabrał nas druh komendant Krzysztof Zbączyniak, do Lublińca.

Tym wyjazdem spełniło się moje marzenie, by pojechać na obóz nie jako kadra, tylko jako uczestnik, który nie ma na sobie tak dużej odpowiedzialności, nie musi przygotowywać i martwić się o realizację programu. Taka formę polecam wszystkim tym, którzy przez kilka lat z rzędu pracują na obozach, są na nich funkcyjnymi, mają "na głowach" dzieciaki". Warto czasem przypomnieć sobie jak to jest "po drugiej stronie lustra":). Czuwaj.

druh Kajetan Zbączyniak

Do Perkoza dotarliśmy nad ranem i to my skromne chłopaki z Hufca Lubliniec odpowiadaliśmy za rozłożenie całego obozu. Tak jak wspominał Kajtek mieliśmy dosłownie kilka metrów do wody. Obóz był oddalony o jakieś 400m od budynków głównych i znajdował się przy uroczej zatoczce z małym pomostem. Pamiętam, iż w trakcie LAS-u wyznaczono tam nawet kąpielisko. W ramach wolnego czasu jednego popołudnia wraz z Kajtkiem wypożyczyliśmy sobie kajak  i pływaliśmy po jeziorze. 
 
Było również tak, że w trakcie tego obozu wypadały moje urodziny i cały dzień się z tym ukrywałem. Dopiero na kolacji całe zgrupowanie zaczęło mi śpiewać sto lat i myślałem, że śpiewamy komuś innemu więc i ja śpiewałem, dopiero pod koniec śpiewania zorientowałem się że to dla mnie, była to bardzo przyjemna chwila.
 
Tak jak Kajtek wspomina na LAS przyjechał ówczesny Naczelnik ZHP hm. Wiesław Maślanka i była śmieszna sytuacja, gdyż podczas spotkania z Naczelnikiem w takim ogromnym namiocie, gdzie była nasza stołówka, był czas na zadawanie pytań i nikt nie był chętny. Więc jeden druh z naszego namiotu Tomasz (Hufiec Częstochowa) spytał się Naczelnika, czy smakowała mu kolacja (a na kolację była zimna kiełbasa:)). Na to pytanie Naczelnik spojrzał się na Komendanta Ośrodka, a ten cały poczerwieniał. Następnie odpowiedział Tomkowi, że smakowała. Tomek powiedział, że mu również, ale że nikt nie miał odwagi zadawać kolejnych pytań - to on rozpoczął. Po tych słowach w namiocie rozległ się gromki śmiech, a Komendantowi Ośrodka spadł kamień z serca.
 
Co do wspomnianych przez Kajtka napojów na bazie marchewki, czyli "Kubusiów" to mieliśmy ich codziennie całe morze. Ja osobiście wypiłem wtedy tyle, że do dzisiaj nie pijam takich soków. Ale z sokami wiąże się jeszcze jedna historia. Otóż w naszym śląskim gnieździe, codziennie wieczorem paliło się ognisko, na które przychodziły inne środowiska (otwarta brama) i przed ostatnią nocą musieliśmy zwinąć namioty. Kajtek jak wspominał spał w hamaku, ja natomiast spałem w śpiworze na deskach pomostu. Na ostatnim ognisku dostaliśmy dostawę kolejnych soków. Przy ognisku siedzieliśmy prawie do rana. Potem była mała drzemka przed śniadaniem. gdy wstałem i poszedłem w okolice ogniska znajdowało się tam bardzo dużo pustych butelek po Kubusiu i wyglądało tam jak po imprezie przedszkolaków. Oczywiście cały teren przed powrotem został uprzątnięty.
 
Na koniec chciałbym dodać, że w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na polach Grunwaldu, który jest niedaleko Ośrodka. Do Chorzowa dojechaliśmy przed wieczorem. Letnia Akcja Szkoleniowa trwała 10 dni i odbywała się na początku sierpnia.
druh Mariusz Maciów

Strona internetowa Ośrodka "Perkoz"
perkozstrona2017rty