Historia Hufca Lubliniec

Harcerstwo to nie jest coś, co się umie, ale to jest coś czym się jest.

Sail4Independence 2018

O swojej przygodzie z rejsem Sail4Independence - opowiada szczepowy "Zielonej Ósemki" - druh Patryk Antos.

patrykrejs2019rfrfa

Gdzieś na początku 2018 roku wielu moich znajomych brało udział w Rejsie Niepodległości. Dzięki temu zwiedzili spory kawałek świata. Też brałem udział w tym konkursie, jednak los odmówił mi tak dalekich wojaży. Miałem jednak okazję uczestniczyć w innym projekcie związanym ze stuleciem niepodległości. Programem tym był Sail4Independence. Byl organizowany przez Erasmus +, aby uczcić 100 lecie niepodległości krajów nadbałtyckich - Litwy, Łotwy, Estonii oraz Polski. W naszym kraju za wybór osób do tego projektu odpowiadało Centrum Wychowania Morskiego ZHP. Rozpisano więc konkurs dla instruktorów ZHP. Konkurs polegał na przygotowaniu filmu o sobie w języku angielskim oraz przygotowanie konceptu zbiórki. Ku mojemu zdziwieniu, mój konspekt nie tylko nie został zdyskwalifikowany ale też zostałem wybrany by jako jeden z 4 instruktorów reprezentować ZHP w tym przedsięwzięciu, które odbyło się od 7 do 18 czerwca 2018r.

patrykrejs2019rfrfa3a

Przyspieszając czas o kilka miesięcy siedziałem już w autobusie do Gdańska, z pożyczonym sztormiakiem i całym swoim lądowym osprzętem. Do tej pory moje jedyne doświadczenie z morzem polegało na kąpaniu się w nim. W drodze do Gdańska poznałem kolejnych dwóch instruktorów, zresztą parę, Mirka i Martynę. Razem dojechaliśmy do Gdańska gdzie poznaliśmy Weronikę, która nadzorowała projektem ze strony polskiej oraz ostatniego z naszych instruktorów Michała. Poznaliśmy też pozostałych uczestników projektu i szybko okazało się, że jest wśród nich znacznie mniej skautów niż się spodziewaliśmy. W większość uczestnikami projektu byli po prostu młodzi ludzie, którzy z różnych stron dowiedzieli się o projekcie i po prostu aplikowali. Tylko koordynator projektu ze strony litewskiej był związany ze skautingiem. Mimo to szybko znaleźliśmy wspólny język zarówno z uczestnikami projektu jak i załogą żaglowców. Tym językiem był oczywiście angielski. W projekcie brały udział dwa żaglowce. Brabander i Odyseja. Następnego dnia zostaliśmy rozlokowani w kajutach i mogliśmy wybrać między jednostkami. Brabander był większy ale powiedziano nam, że na Odysei czeka nas więcej pracy, gdyż na niej jest tylko kapitan, a załoga składała się z samych uczestników projektu. Wybór był więc prosty i od tamtego dnia żeglowałem na Odysei. Pierwszy krótki rejs na Hel odbył się bez żadnych problemów, gdyż płynęliśmy w większości na silniku i po spokojnych wodach zatoki gdańskiej. Dopiero w nocy, po dniu spędzonym na plażach Helu, wypłyneliśmy na szerokie wody Bałtyku. Na moje szczęście prawdziwa choroba morska mnie ominęła i szybko mogłem podjąć swoje obowiązki członka załogi. Podczas mojej drugiej wachty nauczyłem się jak ważna jest koncentracja. Po kilku godzinach przy sterze zdarzyło mi się ją utracić i popłynąć w kierunku Szwecji. Na szczęście ster został szybko przejęty i wróciliśmy na właściwy kurs. Wylądowaliśmy w Darłówku, gdzie odwiedziliśmy latarnię morską. Kiedy wypływaliśmy z Darłowa morze było wzburzone. Gdy patrzyliśmy na Brabandera podskakującego w powietrze, nasz kapitan wydał rozkaz założenie kamizelek. Nie zdążyłem wyskoczyć na pokład kiedy wbiliśmy się w fale i udało się mi rozbić o koje. Naszym punktem docelowym był Kołobrzeg. Po paru dniach na morzu dopłynęliśmy tam bez przeszkód. Tam zaangażowani byliśmy w wiele aktywności i jako harcerze radziliśmy sobie świetnie z różnymi zadaniami stworzonymi przez kierowników projektu. W Kołobrzegu miałem też okazję po raz pierwszy wejść na reje. Odyseja ich nie miała, więc mogłem zrobić to w porcie na Brabanderze. Było to ciekawe doświadczenie, prostsze od wspinaczki skałkowej aale statek stał w porcie. Nie chciałbym jednak utknąć tam na wzburzonym morzu bez uprzęży. Z Kołobrzegu wyruszyliśmy w drogę powrotną i chyba najdłuższy odcinek żeglugi jaki nas czekał. Naszym celem była Gdynia. Podczas tej podróży udało mi się upichcić całkiem niezłe śniadanie z wszystkiego co mieliśmy na pokładzie. W Gdyni zorganizowaliśmy grę miejską dla pozostałych uczestników projektu. Polegała na znajdowaniu różnych miejsc za pomocą dostarczonych przez nas zdjęć. Gra była świetną zabawą ale okazało się, że niektóre osoby miały za słabą kondycję do takich spacerów. Z Gdyni popłynęliśmy do Gdańska i tam po pożegnalnej imprezie zaczęliśmy rozjeżdżać się w swoje strony. Tak skończył się ten projekt Sail4Independence.

patrykrejs2019rfrf34

To jednak nie był koniec mojej małej z żeglarskiej przygody. Podczas rejsu jeden z członków załogi zaproponował,  żebym płynął dalej i wrócił z Odyseją, aż do Rygi. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że to dobry pomysł. Podróż do Rygi była w tym niezwykła, że  nigdy w życiu nie widziałem tak spokojnego morza. Nad ranem wyglądało prawie jak tafla szkła. Dobrze, że mieliśmy silnik, bo inaczej nie bylibyśmy w stanie dopłynąć gdziekolwiek. W Rydze po przygotowaniu do drogi powrotnej, krótkim zwiedzaniu tego pełnego rzeźb miasta, pożegnaniu z kapitanem (który mówił znacznie lepiej po polsku niż początkowo zakładałem) oraz resztą załogi przyszło mi wsiąść do autobusu i wyruszyć w drogę powrotną. Nie obyło się oczywiście bez przesiadek. Jeden z przystanków miałem w Kownie, gdzie w ciągu 4h zwiedziłem miasto, w tym kościół św. Michała Archanioła i spotkałem tam też grupę Holendrów, którzy jechali na rowerach, aż do Moskwy. Po wspólnej wizycie na specjalnej wystawie, wróciłem na dworze i czekałem na autobus. Następnie wylądowałem w Warszawie. Tam musiałem tylko przedostać się na drugą stronę miasta, żeby złapać kierowcę z blablacara, który jechał prosto do Lublińca. Szczęśliwie mimo zupełnej nieznajomości warszawskiej komunikacji miejskiej dotarłem na miejsce i dalej do Lublińca.

patrykrejs2019rfrfa3aswsw

Rejs Sail4Independence był zupełnie nowym doświadczeniem. Po raz pierwszy miałem okazję żeglować i pracować w międzynarodowej załodze. Bardzo miło wspominam czas tego, bo mimo, że przez. niesprzyjającą pogodę większość czasu płynęliśmy na silniku to taki pobyt na morzu był wspaniałym przeżyciem.